sobota, 16 września 2017

Życie w bursie

Cześć!
Do tej pory moje notki skupiały się na sprawach nauki, więc dzisiaj dziś z kolei trochę do Was pogadam o tym, jak mi się mieszka w bursie.

Szczerze mówiąc, od zawsze byłam ciekawa jak to jest nie mieszkać z rodzicami. Chodziłam wtedy do gimnazjum snułam marzenia o zmianie szkoły (ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to naprawdę nastąpi). Nie miałam w tym większego celu, po prostu byłam spragniona wrażeń. Chciałam mieszkać w innym mieście i przekonać się, czy dałabym sobie radę sama. Byłam w gimnazjum, okej? To jest ten wiek, kiedy nie myśli się zbyt logicznie xD. W każdym razie, miałam w klasie kilkoro znajomych mieszkających w przyszkolnym internacie i często bywałam tam jako podszywający się pod wychowanka gość. Przyglądałam się temu z boku i zastanawiałam się, jak faktycznie wygląda tamtejsza codzienność. Po kilku latach sama trafiłam do internatu i już wiem, że mieszkanie tu ma plusy i minusy (jak zresztą wszystko na tym świecie).

Zacznijmy może od zalet.

Niski koszt 
Choćbym nie wiem jak długo szukała, nigdzie w Warszawie (ani w żadnym innym mieście) nie znajdę nikogo, kto tak tanio zaoferowałby mi zakwaterowanie i dorzucił do tego wyżywienie. Bursa jest najlepszym rozwiązaniem dla osób, które się uczą, nie licząc oczywiście mieszkania u kogoś z rodziny.

(Najczęściej) blisko do szkoły
Internaty zazwyczaj usytuowane są przy danej szkole. W moim przypadku jest to szkoła muzyczna, którą mam "pod nosem". A do liceum też niedaleko, więc nie muszę tracić czasu na dojazd z drugiego końca miasta.

Nauka samodzielności
Mimo tego, że zawsze uważałam się za osobę samodzielną, najwięcej nauczyłam się mieszkając w bursie. Do tej pory obsługa pralki była dla mnie czarną magią, a zakupy zawsze robili rodzice. Tutaj sama muszę się zatroszczyć o zapasy kawy, szkolne dokumenty, czyste ubrania czy doładowanie biletu.

Towarzystwo
O ile trafi się do pokoju z sympatycznymi osobami, mieszkanie w kilka osób jest naprawdę fajną sprawą. W tamtym roku miałam problem z współlokatorką, ale teraz trafiłam na odpowiednie osoby, z którymi się dogaduję. Razem dbamy o porządek w pokoju, pomagamy sobie w nauce. Poza tym, dobrze jest mieć z kim pogadać kiedy mam zły dzień.


Teraz kilka słów o wadach

Brak prywatności
Jak dopiero co powiedziałam - dobrze jest mieć z kim pogadać. Każdy z nas czasami jednak potrzebuje pobyć w samotności i w ciszy. Tutaj za bardzo się tak nie da, przecież nie wygonisz koleżanek czy kolegów z pokoju. Tak samo musisz liczyć się z tym, ze w każdej chwili może wejść wychowawca, na przykład akurat wtedy, kiedy się przebierasz albo jesteś w trakcie ćwiczenia (irytuje tak samo, czy jeśli chodzi o grę na instrumencie, czy fizyczne ćwiczenia).

Ograniczenia
Nie wiem jak wygląda sytuacja w innych bursach, ale myślę że podobnie jak w mojej. Każde wyjście należy zgłaszać- gdzie idziesz, na jak długo, itd. Wrócić musisz najpóźniej o 22. Chyba że masz 18 lat - wtedy, po wypełnieniu odpowiedniego papierka, możesz wydłużyć ten czas do północy. Jednak czasem i to jest za mało, kiedy na przykład chcesz wybrać się na koncert, który kończy się.. No właśnie. Nigdy nie wiesz o której. Tak samo zapomnij o wracaniu o 4 nad ranem z imprezy. Nie dość że Cię nie wpuszczą, to w każdej chwili mogą Cię sprawdzić alkomatem. Jeśli coś wyjdzie, niemal w 100% przypadków wylatujesz. Punkt bardzo potrzebny, nie powiem że nie. Wiem, że to wynika z troski o bezpieczeństwo wychowanków, ale jednak irytujące jest to, że ze wszystkiego musisz się tłumaczyć, a na imprezy szukać sobie noclegu po znajomych.

Jadłospis
Cóż, przy dużej ilości wychowanków trudno jest dogodzić wszystkim, nie każdy ma ten sam gust. Przygotowywane posiłki nie mogą być też zbyt drogie. Często stosowane są więc "zapychacze", jak parówki czy ziemniaki, a kolacje i śniadania są tak "skonstruowane", że potrzebujesz jeść do nich pieczywo. A nie każdemu coś takiego służy. Ja na przykład nie bardzo mogę jeść kanapek - zauważyłam, że puchnę po białym chlebie - ale przecież nikt dla mnie specjalnie nie będzie kupować ciemnego.

Uciążliwi sąsiedzi
Albo uciążliwi współlokatorzy. i jedni i drudzy potrafią dać w kość. Koleżanka z pokoju rozmawiająca przez telefon o 3 w nocy, gdy próbujesz spać, czy wyżywający się przez pół doby pianiści z pokoju obok? Sama nie wiem co gorsze :D. Do tych drugich jeszcze można się przyzwyczaić, lub robić im konkurencję własnym instrumentem, albo po prostu spróbować się dogadać. Jedna z moich poprzednich współlokatorek była jednak niereformowalna i nikomu nie życzę użerania się z kimś takim.

Jak widać, są wady i zalety (albo jak to powiedziałam przedwczoraj, siedząc półprzytomna nad rozprawką - zady i walety) mieszkania w internacie, jednak nigdzie nie jest idealnie, prawda? Niektóre rzeczy da się zwalczyć, do innych - takich jak regulamin - po prostu się dostosować. Myślę, że lata spędzone tutaj będę wspominać z uśmiechem, mimo wszystkiego, co mnie denerwuje.

Miłego weekendu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz