środa, 30 sierpnia 2017

"Ale Cię ta Warszawa zmieniła..." odc 5 - idź po swoje

Ta notka będzie czymś w rodzaju skondensowanej całej serii. Zatem dlaczego tak się rozpisywałam? Cóż, lubię sobie pogadać jak się już rozkręcę :D A poza tym łatwiej wszystko opisać w kawałkach i ze szczegółami, żeby obyło się bez niepotrzebnych nieporozumień.

Dziś nieco bardziej osobiście. Nie będę nawijać o sobie, zwracam się do CIEBIE, Czytelniku. Chciałabym Ci przekazać, czego nauczyła mnie moja decyzja o wyjeździe. 

1. Nie bój się zmiany.
Coś Ci nie pasuje? Możesz to zmienić? W takim razie na co czekasz? Rezygnacja z wzięcia sprawy w swoje ręce to najgorsze, co możesz zrobić. Tak samo z odkładaniem decyzji na później - przekonałam się o tym na własnej skórze, kiedy to miałam problem z dostaniem się do jakiegokolwiek liceum. Obdzwoniłam niemal każdą szkołę w okolicy pod koniec września i wszędzie był komplet. Wielokrotnie słyszałam też, że gdybym zadzwoniła tydzień wcześniej, dostałabym się. Na obecne liceum nie narzekam, ale dostałabym się tam, gdzie chciałam, gdyby nie to "czajenie się". Najlepiej działać od razu. Uwierz w swoje możliwości i do dzieła!

2. Nie bierz do siebie słów ludzi (na których opinii Ci nie zależy).
Uważam, że krytyki należy wysłuchać i zastanowić się chociaż na chwilę, czy dana osoba przypadkiem nie ma racji (na przykład, kiedy słyszysz od nauczyciela, że za mało czasu poświęcasz na grę na instrumencie :D). Czasem jednak zdarza się, że dawni znajomi wygadują o Tobie niestworzone rzeczy tylko po to, żeby Ci dowalić. I nie mają w tym żadnego innego celu. Nie chodzi im o to, że naprawdę się o Ciebie martwią i widzą, że w Twoim zachowaniu jest coś nie tak. Najczęściej kieruje nimi zazdrość, że Ty działasz i żyjesz po swojemu, a oni dalej tkwią w martwym punkcie, w swojej strefie komfortu, z której boją się wyjść i do której chcą z powrotem przyciągnąć innych, którym udało się wyrwać. Wrzeszcząc przy tym, jaki to ten martwy punkt nie jest wspaniały, oczywiście. Nie posłuchasz ich? Jakimś cudem nie będzie Ci się chciało cofać w rozwoju? Zapomnij więc o ich sympatii. Będą na każdym kroku podcinali Ci skrzydła, a jeśli im się nie dasz, zaczną zgrywać "biednych, porzuconych przyjaciół" i rozpowiadać jaki to Ty nie jesteś zły/jaka to Ty nie jesteś zła, przy okazji wymyślając barwne historie na Twój temat. Żeby Ci za dobrze przypadkiem nie było. Każdy zna takich ludzi, prawda? ;) Nie ma co się przejmować zazdrośnikami. Nie zależy im na Tobie, więc czemu Tobie miałoby zależeć na nich?

3. Zastanów się czego chcesz i idź po to pewnym krokiem.
Możesz WSZYSTKO. Nie wolno Ci w to zwątpić ani na sekundę. Wszystko da się ze wszystkim pogodzić, musisz zrobić tylko dwie rzeczy.
Po pierwsze, zastanów się czego chcesz. Nie łap się za wszystko co tylko możliwe. Mówię to z własnego doświadczenia, kiedy to płakałam że "nie będzie paska" albo "mam trójkę z historii", podczas, gdy historia jako przedmiot szkolny mnie ani trochę nie interesowała. Dopiero w tym roku nauczyłam się odpuszczać niektóre sprawy (ale nie olewać!) i skupić się na tym, co ważne - w moim przypadku na biologii, chemii i szkole muzycznej. Inne przedmioty zeszły na dalszy plan, co nie znaczy że całkowicie przestałam się nimi przejmować. Nabrałam zdrowego podejścia - nie rozpaczałam po dwójce z matmy, skoro wiedziałam, że poświęciłam więcej czasu na chemię i z chemii mam czwórkę. Rozumiecie, trzeba to wyważyć. Nie da się wszystkiego zrobić na raz z tym samym efektem, trzeba się zastanowić co w danej chwili jest ważniejsze.
Druga sprawa - naucz się zarządzania czasem. Dla większości (w tym dla mnie) chyba najtrudniejsza rzecz na świecie. Sama nie uważam się za lenia i wręcz nie umiem tak po prostu "nic nie robić", ale nie oznacza to, że nie łapię się na przepieprzaniu czasu na głupoty. Wiadomo, że odpocząć trzeba (o tym w następnym punkcie), ale nie ma co siedzieć kolejną godzinę na fejsie i marzudzić że "nie mam na nic czasu". Masz czas, tylko nie potrafisz nim zarządzać. O samym niemarnowaniu dnia napiszę kiedyś w osobnym poście, ale ograniczenie pożeraczy czasu i nienarzekanie na wszystko to pierwszy stopień do zyskania cennych minut na naukę/pasję/życie.

4. Odpoczynek jest czasem konieczny
Swego czasu wpadłam w taki wir zapierdzielu, że nie potrafiłam odpoczywać. Całe weekendy (nawet w domu) przeżywałam w stresie, że "powinnam coś robić". Ten stan nie opuścił mnie nawet po klasyfikacji. Dlaczego tak się stało? W swoim planie pracy nie uwzględniłam bardzo ważnego punktu - regeneracji. Na wysokich obrotach się długo nie zajedzie. Co z tego, że siedziałam z nosem w książkach do pierwszej czy drugiej w nocy, skoro następnego dnia jechałam do szkoły na pamięć bo nie mogłam otworzyć oczu, a na przerwach musiałam trzymać się ścian żeby nie upaść? To nie jest zdrowe i absolutnie nie można się tak katować. Najgorsze jest to, że te błędy dostrzegłam dopiero niedawno. Dużo wspólnego ma ze sobą odpoczynek i marnowanie czasu. Niektórzy z nas właśnie tak traktują relaks - coś niepotrzebnego, coś, przez co nie zdążę się nauczyć na sprawdzian. Szczerze mówiąc, o wiele lepiej jest wyjść na półgodzinny spacer i wrócić do nauki niż siedzieć, patrzeć się w ścianę i płakać, bo nic nie wchodzi do głowy. Umysł też trzeba przewietrzyć ;) Nie wiem, jak często to słyszycie, ale jest to święta prawda. Lepiej odpocząć chwilę od nauki (ale nie przy fejsie!!!) niż siedzieć do nocy w książkach a w niedzielę odsypiać. Odsypianie to zło, które zabiera jeszcze więcej energii. A tego nie chcemy, prawda?

5. Nie zapomnij o rodzinie.
Wyczekujesz momentu, w którym opuścisz dom rodzinny? Nie posiadasz się z radości na myśl, że wyrwiesz się spod skrzydeł rodziców? Po osiemnastce zamierzasz od razu się wyprowadzić? Gwarantuję Ci, że wrócisz jeszcze szybciej. Nie poruszajmy teraz tematu wszelkich patologii w rodzinie, bo to nie jest miejsce na gdybanie "a jeśli ktoś ma tak czy siak". Mam na myśli moich rówieśników, którzy pragną samodzielności i odcięcia się od rodziców. Moim zdaniem, jest to ogromny błąd i, prędzej czy później, większość z nas się o tym przekona. Ja akurat zawsze miałam dobry kontakt z rodzicami, ale też marzyła mi się samodzielność. I teraz, gdy jestem w domu raz na dwa tygodnie, wolę porozmawiać z rodzicami niż wyjść na miasto. Doceniłam te powroty dopiero, gdy rodziców przy mnie zabrakło na co dzień. Gdy trzeba sobie samej zrobić zakupy, pójść coś załatwić w sekretariacie, posprzątać, pojechać gdzieś. Dopiero wtedy dostrzegłam, że Tata podwoził mnie, kiedy musiałam dojechać na koncert, Mama dbała o moje drugie śniadanie, a jeśli zapomniałam czegoś z domu wystarczył jeden telefon i ktoś się zawsze zjawił. A tutaj proszę, radź sobie sama. Po takim szoku powrót do domu stał się jedną z bardziej wyczekiwanych rzeczy w ciągu miesiąca.

To by było na tyle. Jeśli miałabym coś jeszcze dodać, to głowa do góry, pierś do przodu i idź po swoje! Możesz osiągnąć wszystko, o czym tylko marzysz. Wystarczy odrobina determinacji i organizacji oraz całe mnóstwo wiary w siebie. I tego życzę wszystkim na nadchodzący rok szkolny. Wszystkiego dobrego!


Ach, Warszawo... do zobaczenia w niedzielę!

4 komentarze:

  1. Podoba mi się takie podejście! Bardzo ciekawy post - więcej ludzi powinno pójść Twoim tokiem myślenia! :)

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! O ile byłoby łatwiej, gdyby tak przestać się martwić i zacząć działać c:

      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Dobry post, świetne rady, które każdy powinien brać sobie do serca. :)

    http://karina.stankowicz.pl

    OdpowiedzUsuń